P jak PKP

– Przepraszamy za opóźnienie pociągu. Informujemy, że aktualnie czekamy na obsługę pociągu, która zmierza do nas innym pociągiem. Również opóźnionym.

M jak Mawros

Człowieki to jest to, co kocham najbardziej!

Thai-Cambodia – dzień 5-6

Razem z wodą spływa pełno ryb. Więc tu warto żyć. Ale jak tu żyć, jeśli poziom wody podnosi się o 7-8 metrów? Sposoby są dwa: albo dom na palach, albo pływający. My zobaczymy ten drugi. Ludzie w pływającej wiosce żyją dokładnie tak, jak żyli kiedyś, czyli wieki temu.

Thai-Cambodia – dzień 4

Mieć skończone 45 lat i nadal figle w głowie! Przewracała się niespiesznie z boku na bok, prezentując każdorazowo jedną nogę, niczym słoni balet. Tworzyła masę bąbli skromnie nie zdradzając, czy ich źródłem jest trąba, czy też drugi koniec słonia.

Thai-Cambodia – dzień 3

Wewnątrz centrum znaleźć można mnóstwo złotych świątyń. Są praktycznie co krok. Nie trzeba otwierać przewodnika, wystarczy zrobić kilka kroków i zajrzeć przez bramę ozdobioną kolorowymi lampionami.

Thai-Cambodia – dzień 2

Jetlag. To uczucie, gdy za oknem jest już jasno, a Twoje ciało uważa, że jeszcze jest głęboka noc i uparcie

Thai-Cambodia – dzień 1

Pierwszy Mai Tai smakuje wybornie! Podobnie jak pierwszy masaż stóp. Najpierw krótka kąpiel w wodzie z dodatkiem limonek i jakichś korzonków przypominających imbir.

Der Rosenkavalier czyli Kawaler z różą

Kawaler srebrnej róży lub Kawaler z różą (niem. Der Rosenkavalier) to opera komiczna z muzyką Richarda Straussa i librettem Hugona von Hofmannsthala. Opera zwykle kojarzy się

Gray faucet

Luka X – dzień 5

Wchodzisz do środka. Neandertalczyk uznałby Twoją postawę za wyprostowaną. Instruktor jogi natomiast by temu zaprzeczył. Przez zamknięte okno tlenu nie

Urwać róży łeb

– A może by tak spróbować w tym roku czegoś innego? – przemknęło jej przez myśl – Czegoś bardziej wyszukanego? Czegoś naprawdę extra! Takiego jak chociażby sok z płatków róży albo lody różane!

Luka X – dzień 4

Zatoczka Soline jest idealnie osłonięta od wiatru, przez co panuje tu niemal kompletna cisza. Zwykle o gotującej się wodzie przypomina gwizdek. Dziś słyszymy jak szumią bąbelki jeszcze we wczesnej fazie podgrzewania.

Luka X – dzień 3

– O naszych kulinarnych wyczynach będą krążyć legendy!
– O tak! Specjalności dalmackie!
– Może nawet Michelin nas zaskoczy i przywiezie nam jedną, zaszczytną gwiazdkę.
– Albo od razu pięć!

Luka X – dzień 2

Wachta kuchenna obejmuje również utrzymanie porządku na jachcie.
– Jaki mamy poziom napełnienia śmieci?
– Wychodzą …

Luka X – dzień 1

– To co? Dokąd płyniemy? – Kudłata pyta załogę pozostałą na pokładzie.
– W sumie Ty byś nas mogła porwać – zachęca Michu.

Luka X – dzień 0

– A może dołączyłabym podczas kolejnego kursu jako … uczestnik? – zastanawia się Kudłata – Odpowiednią liczbę godziny wypływanych na morzu mam przecież.
Kapitan takiej deklaracji odrzucić nie mógł. I tak oto z wiosną nadszedł termin rozpoczęcia zajęć praktycznych.

3+1 nie zawsze = 4

W kultowym już dialogu z Kabaretu Tey kierownik sklepu tłumaczył pracownikowi, że to, że traktor ma trzy koła sprawne, jest bardziej istotne jak to, że jedno jest zepsute. Oczywiście tekst ten był parodią peerelowskiej propagandy. Dla Kudłatej jednak tego dnia nabrał kompletnie nowego znaczenia.

Jajca w terenie. Edycja 2022

Rozchlapując mokrą drogę wspinamy się na górę. Błoto lepi się do zderzaków. Ocieka po nadkolach. Drzwiach. A nawet przedniej szybie.

El Gouna – dzień 6

– Lucky man! – mówi kierowca motorówki kiwając głową patrząc z lekkim niedowierzaniem na stopę Kapitana. Pokaźny kolec (fragment muszli) przeszywa but na wylot. Dokładnie między palcami.

El Gouna – dzień 4 i 5

– Jak to było? Jak to było? – Kudłata szepcze do siebie wchodząc ostrożnie do wody – Deskę wrzucam na wodę, obracam się by poczuć wiatr za plecami. Podnoszę kite do dwunastej, do power zone. Sprawdzam, czy mam moc. Powoli przekładam kite na drugą stronę, stopy wysuwam w strapy, ósemka i wio!

El Gouna – dzień 3

Dojeżdżamy do górek. Ślady na ziemi sugerują, że tutaj płaska jazda się kończy. Kudłata mocniej naciska gaz by nadążyć za przewodnikiem. Opony z chrzęstem wgryzają się w żwir. W górę, w górę! Zakręt! W prawo! Kolejny w lewo! Nogi mocno ściskają siedzenie. Nie ma czasu na podziwianie widoków, trwa walka o życie by nie zsunąć się ze zbocza. Nagle przewodnik zniknął! Dopiero co był, gdzie on się podział?
– Ach! – tylko tyle zdążyła pomyśleć Kudłata widząc przed sobą zbocze prowadzące ostro w dół. Instynktownie ścisnęła hamulce i wstrzymała oddech.
– Zaraz będzie wypłaszczenie – powiedziała sama do siebie, po czym dodała gazu na załamaniu.

El Gouna – dzień 2

– Czujesz? – Kapitan strzyże uszami.
– Jakby wiało – Kudłata przytakuje.
Patrzymy w stronę spotów. Kite’ów nie widać.
– Może to tylko taki pierdek spod chmury?
– To co? Kawa?

El Gouna – dzień 1

Godzina wiosłowania na kajaku po okolicznych kanałach zaostrzyła apetyt.
– Przyniesiesz jeszcze jakieś ciastka?
– Ja już jestem full – odmawia Kapitan – Nic więcej nie wcisnę.
– A ja bym jeszcze spróbowała tych pozostałych łakoci … – wzdycha Kudłata – głupio mi było wziąć więcej niż osiem ciastek naraz.