Po ponad dwóch godzinach dziobania fal idealnie pod wiatr wpływamy do zatoki Soline. Wachta kambuzowa idealnie wyczuła moment by zaserwować lunch.
– Musicie wybaczyć, bo kurczak, którego kupiliśmy, okazał się być … skwarkami – tłumaczą podając talerze na pokład.
Nic to, w moment wciągamy spaghetti pomimo tej nietypowej zachęty.
Chwilę później kubki smakowe domagają się wilgoci.
– To co? Może kawa? – proponuje Andrzej – po tych skwarkach strasznie chce się pić. Kto ma ochotę?
Pięć par rąk wyciągniętych w górę pojawia się w odpowiedzi. Natalia patrząc na tatę niemal niezauważalnie kręci głową. Na boki.
– Aaa, nie ma już kawy – reflektuje się Andrzej – to w takim razie może … herbaty? Wstawię wodę – rzuca, po czym szybko wchodzi pod pokład. Nawet nie czeka na odpowiedź.
Zatoczka Soline jest idealnie osłonięta od wiatru, przez co panuje tu niemal kompletna cisza. Zwykle o gotującej się wodzie przypomina gwizdek. Dziś słyszymy jak szumią bąbelki jeszcze we wczesnej fazie podgrzewania.
Błogi moment nic-nie-robienia. Nieliczny taki w tym rejsie. Dlatego kontemplujemy go intensywnie. Aczkolwiek każdy inaczej.
– Kapitanie, mogę sobie popływać pontonem? – pyta Michał.
– A proszę bardzo.
– Może popłyniesz po … kawę? – delikatnie sugeruje Andrzej.
– Tu się nie dostanie kawy – Kapitan wodzi wzrokiem po brzegach. Tylko trochę skał, drzewa i krzewy. Piękne, zielone, ale nie ma nic więcej.
– Na Anabelli – tak – Andrzej ma plan rekompensujący brak porannych zakupów.
Anabella to drugi jacht. Ćwiczą podejście do boi kawałek od nas.
Ponton na wodzie.
– Ale oni są tam daleko! – Kudłata wskazuje jacht drugiej ekipy niemal na drugim końcu zatoki. Ostatnia szansa by się jeszcze wycofać.
– To nic, dam radę – deklaruje Michał.
– Płynę z Tobą – dołącza Natalia.
Młode pokolenie lubi wyzwania.
Wiosłują. Początkowo nierówno. Z powodu braku dulek wiosła trzeba trzymać w rękach. Jednak z każdym machnięciem synchronizują się coraz bardziej.
Wygląda na to, że druga ekipa akurat skończyła manewrowanie na bojce i zamierzają podpłynąć, by na kolację zacumować bliżej brzegu. Przez moment inny jacht przysłania dzielną dwójkę na pontonie. Gdy widzimy ich ponownie słyszymy jak krzyczą do Anabelli z daleka:
– Daaaajcie kawę!
– Oj, z tego pontonu nie mają zbyt dobrej pozycji negocjacyjnej by stawiać żądania – mruczy Kudłata.
Malutki ponton przy 16-stopym jachcie nie wygląda zbyt groźnie.
– Coooo?! – odpowiada mu załoga Anabelli.
Michał z Natalią intensyfikują wiosłowanie. I dostosowują formę negocjacji.
– Czy możemy prosić kawę i … podwózkę z powrotem?
W tę stronę płynęli z wiatrem.
Chwilę później stoją na pomoście kąpielowym Anabelli, a ponton ciągną za rufą. Kolejna chwila i już cały zestaw przechodzi nam przed dziobem.
– Pewnie tak planują ich wyrzucić, by powrót na nasz jacht mieli z wiatrem – Paweł analizuje trajektorię ich trasy.
– Mamy Waszych załogantów. Oddamy ich za drobną opłatą – krzyczą do nas.
– A bierzcie ich sobie!
Mamy gest.
– Chłopaki przekazali kawę z pozdrowieniami … – mówi Michał już po powrocie na nasz jacht. Po chwili teatralnej pauzy dodaje:
– … dla Kapitana, który będzie ich jutro egzaminował. Dali całą, jaka im została, nic sobie nie zostawili, nic a nic! I jeszcze dla bezpieczeństwa zapakowali w foliowy woreczek – tu macha demonstrując drogocenny rekwizyt.
To się nazywa mieć refleks i umiejętność wykorzystania okazji.
Kawowy aromat i ciepły kubek w dłoni wprowadza nas ponownie błogi moment nic-nie-robienia …