Kudłata na korytarzu słyszy głos Bossa. Zdziwiona w zamyśleniu przekrzywia pokręcony łepek.
– Dziwne – mówi do siebie i po chwili dodaje – Autoresponder informuje, że nie będzie go do końca tygodnia. A jest. Dziwne …
– Kudłata, jaką miałem podróż! Z przygodami! Byłem we Wrocławiu. W ciągu dnia miałem spotkanie z klientem, które przedłużyło się trochę i poszedłem spać dopiero o północy. Właśnie zaczynała się burza śnieżna. Zarezerwowałem hotel 2 km od lotniska, więc założyłem, że nawet jeśli taksówka będzie rano jechała pół godziny to spokojnie zdążę na samolot. Nastawiłem budzik i poszedłem spać kołysany ciszą gęsto padających śniegowych płatków.
Pobudka o 5:30. Trzeci dzień z rzędu. Dzwonię po taksówkę. Kolejne firmy odmawiają wysłania taksówki z uwagi na nieodśnieżone w tej części miasta drogi. Kiedy usłyszałem „Panie, nawet nie da się dojechać na to zadupie!” podjąłem jedynie słuszną w takiej chwili decyzję: 2 km to można przejść na piechotę.
W konsekwencji swojej decyzji brnę środkiem ulicy (chodniki również nie są odśnieżone) wlokąc za sobą ogromną walizkę. Śnieg sięga kolan (a Boss nie jest niski – przyp. autora) i zaledwie po kilku krokach czuję wilgoć oblepiającą moje łydki. W międzyczasie zdołała już pokonać cienki materiał eleganckiego garnituru. Za mną powoli przesuwa się sznur samochodów. Czuję się jak pług śnieżny.
Doszedłem do autostrady w budowie. A tam głębokie rowy. Czort wie jak głębokie. Śnieg wszystko zasypał. Rzucam przed siebie walizkę, ściągam z powrotem, rzucam, ściągam, rzucam, ściągam. Gdy śnieg jest odpowiednio utwardzony wchodzę na to miejsce i rozpoczynam tę samą sekwencję ruchów przed postawieniem kolejnych kroków (z obawy przed wystającymi prętami). Nie czuję już zimna.
O 6:30 dotarłem na lotnisko. Garnitur ufajdany powyżej kolan. Nawet nie patrzę na eleganckie, jeszcze rano, skórzane buty. Podnoszę głowę i czytam informacje migające na tablicy. Mój samolot planowo odlatujący o 7:20 jest „Suspended”. Siadam beznamiętnie wpatrując się z zegar. Mijają kolejne długie minuty. O 9:30 mój samolot ostatecznie zostaje odwołany. Co prawda Warszawa jest już odblokowana, lotnisko w Poznaniu niby też, ale teraz dla odmiany Frankfurt jest zablokowany. Lot nie ma sensu, bo samolot i tak utknie na kolejnym lotnisku.
Powrót na dworzec. 7 km w 55 minut. Taksówkarz jedzie chodnikiem, żebym zdążył na pociąg …
Wpadam na dworzec, a tam … ciemno! 2 tysiące ludzi stoi na peronach i czeka. Pociągi masakrycznie opóźnione. 120 minut. 150 minut. Jeden nawet 350 minut! Pociąg z Krakowa przyjeżdżający planowano o 6:50 jest opóźniony o 120 minut. Aktualnie była 11:00. Coś jest nie tak … W tym momencie domyśliłem się, że tablica nie działa.
Idę do informacji. A tam karteczka: „Z powodu złych warunków atmosferycznych informacja nieczynna”.
Idę do kasy. Do każdego okienka czeka 100 osób. W końcu nachodzi moja kolej.
– Poproszę o bilet do Warszawy.
– Ale na jaki pociąg?
– Najbliższy.
– Nie wiem jaki to będzie. A pociągi mają różne trasy, przykładowo może pan jechać przez Katowice, albo przez Piotrków Trybunalski i Radomsko. Wie pan co, niech pan nie kupuje biletu u mnie, tylko wsiada do pociągu i kupi bilet u konduktora – ostatecznie proponuje pani w kasie.
Wracam na peron. Przez głośniki chrapliwy głoś obwieszcza właśnie komunikat:
– Opóźniony pociąg do Skierniewic wjedzie na tor drugi przy peronie piątym. Planowany odjazd dwunasta dwadzieścia pięć.
Pół tysiąca osób rzuca się w jego kierunku. Ja również. Wsiadam, ciągnąc za sobą tę samą ogromną walizkę. Próbuję przedostać się na początek pociągu. Pociąg cały czas stoi. Dochodzę do pierwszego wagonu, odnajduję przedział kanarów.
– Chciałbym kupić bilet. Spoglądam na zegarek. Jest 12:35.
– Dlaczego ten pociąg jeszcze stoi?
– Maszynista nie dojechał. Ulice są nieodśnieżone …
No tak – westchnąłem przypominając sobie swój poranny spacer w śniegu do kolan.
Pół godziny później pociąg do Skierniewic odwołano.
Pół tysiąca zawiedzionych osób wysiadło.
Na przeciwległy tor wjechał kolejny pociąg. Kierunek Warszawa. Widzę pusty wagon.
– Jest szansa na miejsce siedzące – optymistyczna myśl przebiega mi przez głowę.
Pociąg zatrzymuje się. Z wagonu poprzedzającego pusty wagon wysiada kanar:
– Tego nie polecam. Jest nieogrzewany.
– Panie, o której będziemy w Gdyni?
– Panie, a skąd ja mam to wiedzieć?
Wyjechaliśmy o 13-tej. W każdym wagonie trzy osoby na jedno miejsce. W Warszawie byłem po 21:00.
– Jechałeś o s i e m godzin? – pyta z niedowierzaniem Kudłata.
– Tak. I to od 5:30. Trzeci dzień z rzędu …