Glamping nad jeziorem

Zapytać można po co komu parawan nad jeziorem. Otóż przydaje się.

Dzikie Leśne Pole Kempingowe nr 3. A przynajmniej tak to miejsce się nazywało jeszcze w ubiegłym roku. Od tego roku awansowało do miana Perła Kaszub. Miano godne, ale do poprzedniego pozostała sympatia.

Leśna droga zsuwa się delikatnie wzdłuż zbocza. Drogowskaz na drzewie informuje, by kampery kierowały się w lewo, a właściciele namiotów w prawo. Piaszczysty, płaski teren nad jeziorem. Nieliczne kępki trawy i mchu jakby chciałby powiedzieć światu, że można – w tym przypadku rosnąć wszędzie – wystarczy chcieć. Dalej droga prowadzi między drzewami.

– Tu będzie idealnie – postanawia Kapitan zatrzymując auto.

W zasięgu wzroku nie ma żadnych sąsiadów. Ani wytężając wzrok patrząc w lewo, ani w prawo. Gdzieś w oddali na lince podskakuje kartka z enigmatycznym napisem „Rezerwacja. Pan Jarek. 4×4. Czwartek”. Więc możliwe, że towarzystwo jednak się pojawi. A być może pan Jarek sprawdzi pogodynkę i postanowi pojechać na południe naszego pięknego kraju. Gdzie nie będzie potrzebował puchowej kurtki. Ani parawanu.

Zapytać można po co komu parawan nad jeziorem. Otóż przydaje się. Na przykład w sytuacji takiej jak dziś. Od jeziora dmie. Nie zawiewa. Nie marszczy fale, czy targa grzywkę. Tylko dmie. Urywa głowę. Porywa słowa. Napina linki. Wyrywa śledzie. Ty z wysiłkiem wbijasz je w ziemię. On pyk! i materiał znów wesoło trzepocze grożąc porwaniem. Albo napina się efektownie niczym spinaker kompletnym przypadkiem przypięty do Jeepa zamiast do dziobu jachtu. Podejmujesz kolejną próbę, a on udowadnia Ci daremność Twoich wysiłków. Pyszna zabawa. Jest szansa, że w nocy będziemy mieć wachty by pilnować tych upartych śledzi. A może trzeba było jechać w Bieszczady?

Dwie godziny później.

– Tak blisko wody jeszcze nie byliśmy – rzuca Kapitan patrząc na coraz ciemniejszą taflę jeziora. Kudłata podąża za jego wzrokiem i przez chwilę milczy zamyślona.
– A co jak jutro będzie … przyplyw?

Tak było wczoraj. A dziś?

Cała droga zarośnięta zdrowymi, młodymi kurkami. Dobra, nie droga, tylko leśna dróżka. Nie mniej kurek sporo. Zbyt dużo by upchnąć je po kieszeniach. I szkoda upychać. Pogniotą się. Kudłata mruży oczy w ciepłym słońcu i zastanawia się. Dookoła nikogo nie ma. Żadnych zabudowań. Tylko drzewa.

– A może kaptur się nada?

Zadowolona ze znalezienia sprytnego rozwiązania chwyta suwak by zdjąć kamizelkę, gdy … krzyk Kapitana rozdziera powietrze:

– Kochanie! Chodź tutaj!

Zdezorientowana patrzy na swoje dłonie. Kamizelka z różowego przechodzi w zieleń. Rozpływa się i staje śpiworem. Do świadomości Kudłatej powoli dociera, że została właśnie wyrwana z głębokiego snu.

– Kochanie, szybko, bo nie utrzymam!!!

I to brutalnie wyrwana.

Odpina do końca suwak pozwalając resztkom jakże przyjemnego snu wyparować, jednocześnie usiłując wygrzebać się z namiotu. Ciągle jeszcze nieprzytomne spojrzenie ogniskuje na dramatycznej sytuacji rozgrywającej się piętro niżej.
Większość śledzi nie trzyma. Aneks trzepocze się na wietrze uderzając miarowo o stół i krzesła. Wiatr bawi się niczym nic nie znaczącą szmatką. Już tylko ostatni ze śledzi pozostał w ziemi. Kapitan z wysiłkiem widocznym na fragmencie twarzy (resztę skrywa kaptur żółtej bluzy) trzyma aneks tak, by nie odleciał. Materiał wygięty jest niczym nie do końca wybrany żagiel.

Nie odrywając spojrzenia sięga ręką na oślep do worka z klapkami. Niezbędnym akcesorium by zejść po schodkach. Inaczej metalowe stopnie boleśnie wbiją się w podeszwy nie. przyzwyczajone do biegania na bosaka. Leginsy i koszulka do spania nie stanowią żadnej osłony przed szalejącym wiatrem. Cała dygocząc dociera do Kapitana.

– Jestem. Co mam zrobić?
– Trzymaj tu. Ja z powrotem powbijam śledzie.

Po kilku próbach jesteśmy w punkcie wyjścia.

– A jak wygląda prognoza?
– Coooo?! – wiatr nie cichnie ani na moment.
– Prognoza! Długo będzie jeszcze wiało?
– Do dwudziestej!

Kudłata odruchowo zerka na nadgarstek. Pusto. Przecież pobudka nie przypominała leniwego poranka podczas długiego weekendu. Zegarek pewnie nadal się ładuje gdzieś pod zwałami materiału kiedyś będącego przedsionkiem.

– To może jednak przestawimy samochód i zamontujemy się za nim. Będziemy przynajmniej częściowo osłonięci od wiatru.

Skwaszona mina Kapitana wystarczyła za odpowiedź.

– Znowu wszystko przestawiać?!

W tym momencie podmuch wiatru aż przestawił Kudłatą własnymi plecami zapierającą materiałową ścianę.

– Wspominając o wachtach żartowałam. A to wygląda całkiem realnie. Naprawdę chcesz trzymać przedsionek do wieczora?! – Kudłata usiłuje przekrzyczeć wiatr i – co trudniejsze – przekonać Kapitana.
– A co z widokiem na wodę?

Nieprawdopodobne! Dookoła szaleje żywioł, lżejsze kempingowe akcesoria zaczynają w niekontrolowany sposób się oddalać, a ważny jest widok, który może zobaczymy o ile do tego czasu przetrwamy!
Tyle Kudłata pomyślała. Bo wyrzuciła z siebie tylko:

– Ty tak serio?!
– W sumie możemy też otworzyć boczne wejście. Znaczy jutro, jak już przestanie wiać.

Rolka papieru życia zdmuchnięta ze stołu potoczyła się w stronę lasu.

– Zobacz, nawet namiot wywiesił białą flagę! Poddaje się!
– Ale my … nigdy! – Kapitan uderzył się w pierś.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.