– Dzwoń do chłopaków! – zachęca Kudłata siorbiąc kawę z termosu – Ktoś musi poprowadzić przypomnienie zasad na bojach. Może wkręcimy … Koska? – proponuje z uśmiechem marszcząc nos.
Jest 8:30 rano. Kudłata i Kapitan jadą autem w stronę Rewy. Drugim autem jedzie Kosku z Wronką. Kapitan wybiera numer telefonu. Kosku odbiera po pierwszym sygnale.
– Jesteście już na miejscu?
Celowo nie użył nazwy owego miejsca.
– Tak. Dojeżdżamy do Pucka.
– Do Pucka?
– A nie mieliśmy pływać na puckach? A jak pucki, to w Pucku, co nie? („Puck” to klasa jachtu żaglowego o długości niewiele ponad 5,5 metra i niecałych 2 metrów szerokości – przyp. autora).
– No, no! My się trochę spóźnimy, dlatego Wy już ogarnijcie łódkę, a my tylko wskoczymy.
– Ha! Ha! Ha – Wronka nie daje się nabrać – To może ciśnijcie od razu do tego Pucka, a my Was stamtąd zgarniemy.
I już jest dobrze. Humory rozgrzane! Trzech Piotrów i Kudłata, więc jak by mogło być inaczej?
– Załoga nieliczna, ale śliczna! – wita nas organizator, gdy pojawiamy się na placu przed Yacht Klubem Rewa – Zapowiada się najlepsza impreza kapitańska w historii.
Po wejściu do sali na poddaszu okazuje się, że grupa jest jednak całkiem spora.
– Kto nie ma jeszcze załogi? A kto jeszcze szuka załoganta? Wiktor, Ty masz załogę?
– Mam. Całkiem podobną jak w zeszłym roku. I wygrałbym wówczas, gdyby tylko łódki nie były znaczone! – odpowiada ze śmiechem posiadacz bujnej brody.
– Czy wszyscy już mają komplet? Tak? To zapraszam sterników do siebie. Dokonamy losowania łódek, a potem przejdziemy do klubu pobrać sprzęt.
Chwilę później idziemy w stronę plaży taszcząc rulon materiału, koło ratunkowe, pagaj i kamizelki.
– Tylko wiecie, trzeba będzie zdjąć skarpetki i wepchnąć łódkę do wody – Kapitan odwraca głowę i mówi poważnym tonem patrząc na załogę.
– Wczoraj podczas spaceru się zastanawialiśmy – do rozmowy włącza się Kudłata – czy ja usiądę na dziobie, a wy w trójkę będziecie pchać, czy zrobimy odwrotnie.
– No jak! My siedzimy, a Ty pchasz – stanowisko Kapitana od wczoraj nie uległo zmianie.
– A ja wolę byś siedziała z przodu. W przypadku pchania, wolę być z tyłu – Kosku ma odmienne zdanie.
– Dobrze się zaczyna – mówi Kapitan, gdy zbliżamy się do plaży, przy której stoją jachty.
Łódka z numerem 012, czyli nasza, stoi pierwsza.
– Ale 008 ma lepiej. Stoi bliżej wody.
– Kapitanie, powiedz słowo, a wciągniemy ją z powrotem. Gościu będzie szukał jej w polu przez godzinę!
– A jakie mamy ksywki w Twojej opowieści?
– A co? – dopytuje Kudłata – Takie, jak zwykle: Kapitan, Kosku i Wronka i Kudłata.
– Eee. To Ela się domyśli – Kosku jest zawiedziony.
– Niekoniecznie. Przecież nie będzie wiedziała jak się zamieniliśmy!
– Wciągnąć Cię na górę? Fajne byłoby zdjęcie – proponuje Kosku, gdy Kapitan mocuje się z grotem.
Inne załogi też szykują łódki do zejścia na wodę.
– Nie mamy foka – zakłopotany załogant innej drużyny wyciąga głowę z forpiku i rozgląda się nieporadnie po pokładzie.
– Ha! Ha! Bo to jest grot niespodzianka! – jego sternik tłumaczy ze śmiechem odwijając rulon z żaglami i demonstrując jego zawartość – W środku masz fokę!
– Dobrze, że nie wieje, przynajmniej będzie ciepło.
– Łódki przypłyną na metę w kolejności, jakiej stoją!
– Nasza łódka już jest mokra – zauważa Kudłata przesuwając dłonią po burcie.
– Już się poci? – Kapitański humor nie wychodzi z formy.
Po przygotowaniu jachtów czas na odprawę.
– Witamy wszystkich na drugich regatach Kapitańskich – oficjalnie wita nas sędzia – Na początek poprosimy organizatora o parę słów na temat regat, a potem przypomnę krótko obowiązujące zasady.
– W zeszłym roku, tak sobie mówię, zaproszę Kapitanów żaglowców na wspólne regaty. Normalnie dowodzą dużymi jednostkami i licznymi załogami. Tu będzie inaczej. Udało mi się namówić kilku i tak się zaczęło – wspomina Janusz Frąckowiak – W tym roku jest 21 załóg, więc bardzo nas to cieszy. Zaprosiliśmy też młodych Kapitanów, bo potrzebujemy młodej krwi! Warto żebyście się wszyscy poznali, przekazali sobie doświadczenia i opowieści. Udział w regatach nic nie kosztuje. Jak wszystko u nas. Chcemy wyszkolić maksymalnie dużą ilość żeglarzy. W każdym wieku. Taki cel nam przyświeca od początku istnienia klubu. Ale to młodzież już nim rządzi. Ja tylko pomagam – skromnie dodaje uśmiechając się i gestem wskazując sędziego i towarzyszące mu osoby – Znam żeglarzy masę. Wielu mówi, że jest źle. A ja pamiętam przedstawienie, na które poszedłem dawno, dawno temu. Kartoteka Różewicza. Jeden z aktorów na koniec zwracając się do publiczności zapytał: „Z co pan/pani robi żeby było lepiej?” I to do mnie wówczas dotarło! Do młodego gówniarza! I dlatego działam. Bo tak, jak bardzo lubię gadać, lubię też działać – kończy.
Głos przejmuje sędzia:
– Parę spraw organizacyjnych. Łódka komisji to holownik. Taki czerwono- niebieski. Święty Mikołaj się nazywa – zaczyna. Potem szybko przypomina zasady i przedstawia opis trasy.
Kolejno spychamy łódki na wodę. Stoją na piasku. Do wody jest niedaleko. Ale jachty są ciężkie. Załogi pomagają sobie nawzajem.
– Iiiii raz! Iiiiii dwa!
Na wodzie.
Na powierzchni nie ma ani jednej zmarszczki. Gdzieś w oddali, ledwie, ledwie widoczny powoli zbliża się pierwszy szkwał.
– To pierwsze regaty na pagajach, więc liczy się siła mięśni, dlatego Kapitan nas wziął. Zaczynam rozumieć – odkrywczo mruczy Kosku pod nosem.
– Mogliśmy wziąć tajną broń. Jeszcze jedno wiosło – Kapitan mruga do załogi.
– Albo puszki z fasolką – dodaje Wronka.
Linia startu nadal jest jeszcze daleko. Właściwie bardziej stoimy w miejscu niż płyniemy. To czas na morskie opowieści.
– A wspominałem Wam jakie zrobiłem niedawno porządki na Misiaczku? – Kosku zamyśla się patrząc na horyzont (Misiaczek to wdzięczna nazwa siedmiometrowej jednostki – przyp. autora) – Przeglądałem bakisty i wyciągnąłem między innymi jakiś patyk. Przyjrzałem mu się, pomacałem, pokręciłam i uznałem, że to zepsuty stick do selfie, więc go chciałem wyrzucić. Ale Hani się spodobał, więc go sobie wzięła do zabawy. Jakiś czas później kumpel przechodził przez pomost, popatrzył i zapytał, czy się nie martwię, że bawi się … przedłużką do steru! Jak dobrze, że go jednak nie wyrzuciłem!
– Daleko do tego Świetego Mikołaja?
– No do grudnia daleko jeszcze!
– Ha! Ha! To w tym tempie zmieścimy się w terminie.
– Jakbym wiedział, że tak będę dzisiaj wiosłował, to bym wczoraj tak mocnego treningu na plecy bym nie robił.
– Jaki jest plan? Czekamy na wiatr?
– Tak! Na huragan!
– Refujcie się!
– Prawy!
– Refuj bukszpryt!
– Minuta do startu!
– Przygotować się do abordażu!
– Informuję załogę, że właśnie robiliśmy zwrot.
Poczucie humoru nie opuszcza żeglarzy przed startem nawet w przypadku braku wiatru.
Pierwszy bieg. Jachty nerwowo kręcą się przy łódce komisji. Każdy stara się zająć miejsce jak najbliżej Świetego Mikołaja, by w momencie startu mieć korzystną pozycję. Nasza jest całkiem niezła. Przydałaby się jeszcze prędkość na starcie. Ale w tych warunkach jest to nieco kłopotliwe. Górna boja, trzecia boja, dolna boja, górna, dolna, meta. Dopływamy trzeci od końca. Mniej liczne załogi wyprzedziły nas z łatwością.
Drugi bieg. Startujemy idealnie. Nawet prędkość mamy. Nagle na lewej burcie zauważamy jacht.
– Prawy! Prawy!
Najpierw krzyczymy. Potem wrzeszczymy. Nic to nie daje. Łódki stykają się ze sobą, co nas całkowicie wyhamowuje. Na mecie znów niemal zamykamy peleton.
Na trzecim biegu zmieniamy strategię. Odpuszczamy ścisk przy łodzi komisji i ustawiamy się przy lewej boi. Jeszcze tylko jeden jacht przyjął podobną strategię. Lecimy! Początkowo strategia okazuje się dobra. I gdyby mocniej wiało utrzymalibyśmy pozycję. A tak masa własna załogantów sprawiła, że na metę spłynęliśmy daleko w drugiej połowie.
Wręczenie nagród na boisku. Sędzia ucisza gwar rozmów.
– Ostatnie miejsce i zaszczytny tytuł Czerwonej Latarni zdobywa załoga Zbigniewa Joćko.
– Czerwona Latarnia? Skąd taka nazwa? – docieka Kudłata.
– Nie wiem. Może dlatego, że jacht widziany z tyłu ma czerwone światło na rufie?
– Dwudzieste miejsce: drużyna Czarnych, a za sterem Piotr Ostrowski z Narodowego Centrum Żeglarstwa.
To my! Wychodzimy tak dumni i uśmiechnięci jakbyśmy wygrali te wyścigi. Do domu wracamy – podobnie jak pozostali uczestnicy regat – z niespodziewaną nagrodą: grzejnikiem elektrycznym!
– Chcielibyśmy, żeby w przyszłym roku w regatach wzięło udział 25 kapitanów. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, impreza odbędzie się w trzecim tygodniu września. To będzie stała data Regat Kapitanów – deklaruje inicjator imprezy Janusz Frąckowiak.