Barką po Francji – Canal du Midi – dzień 4

- A na deser będzie … budyń! - anonsuje Danusia wkładając widelce do jednego otworu w stole, a łyżeczki do drugiego. Pomysł ze sztućcami narodził się podczas pierwszego posiłku na górnym pokładzie i sprawdzał się aż do dziś. Bo dziś włożone łyżeczki … zniknęły. Usłyszeliśmy tylko metalowy łoskot.

Ranek. Leniwe śniadanie.
– Mam pomysł – zagaja Kapitan zagryzając kanapką z dżemem truskawkowym – a może dziś zadzwonimy do bazy i powiemy „Nie zgadniecie co … wracamy!”
– Albo „Nie uwierzycie … dzisiaj nie dzieje się nic, wszystko gra.” – podchwytuje Leszek.
Z jakiegoś powodu nas to bawi.

Późne popołudnie. Obiad. Spod pokładu dochodzi smakowity aromat spaghetti.
– A na deser będzie … budyń! – anonsuje Danusia wkładając widelce do jednego otworu w stole, a łyżeczki do drugiego. Pomysł ze sztućcami narodził się podczas pierwszego posiłku na górnym pokładzie i sprawdzał się aż do dziś. Bo dziś włożone łyżeczki … zniknęły. Usłyszeliśmy tylko metalowy łoskot.

Zdębieliśmy. Zaglądamy do otworka. Wcześniej miał dno kilka centymetrów później górnej krawędzi blatu. Włożone sztućce stały w nim niczym w kubku. A dziś dno jest dużo, dużo niżej. Dokładnie na wysokości pokładu. Łyżeczki wpadły do stołowej nogi. Konstrukcja stołu przewiduje możliwość umieszczenia parasola przechodzącego przez blat i dowolną z nóg. Dlatego blat jest ruchomy i można go przesuwać. Inicjalne musiał być w pozycji, w której otwory nie były idealnie ustawione nad nogami. A podczas manewrów zmienił pozycję i nikt nie zwrócił na to uwagi.
– Dzieci macie jakiś magnes?
– Nie.
– A mamy jakiś cienki, w miarę sztywny sznurek? Moglibyśmy zrobić taką pętlę endoskopową, jak do usuwania polipów – kombinuje Leszek sięgając do chirurgicznego doświadczenia.
– Też nie. Jedyny sznurek, jaki znaleźliśmy, ten od koła ratunkowego, podtrzymuje prześcieradło, które robi cień na rufie.
– No to lipa …

Rozglądamy się bezradnie po pokładzie w poszukiwaniu natchnienia.
Męska część załogi rozważa rozkręcenie stołu. Pomysł jednak upada z powodu braku odpowiednich narzędzi

Nagle Kapitan wstaje i bez słowa idzie na dziub. Wraca ze szczotką. Patrzymy jak odkręca drewniany kij i wkłada go do oworka. Zrozumienie przychodzi sekundę później. Łyżeczki wpadły nóżkami w dół. Gdyby je przycisnąć do ścianki, to przy odrobinie szczęścia udałoby się je wydostać.
Po kilku próbach okazuje się, że podróż łyżeczek kończy się w okolicach połowy wysokości nogi i łyżeczki wracają do punktu wyjścia.
– Znajdź jakąś szmatkę – sugeruje Kapitan Kudłatej.
Kudłata wraca ze szmatką, gąbką do mycia i gumką.
Owijamy koniec kija szmatką i mocujemy gumką. Łyżeczki podróżują teraz wyżej, lecz nadal nie wystarczająco wysoko. Podobnie nie sprawdza się pomysł z gąbką.
– A może odpiąć od czapki linkę zabezpieczającą przed utratą nakrycia głowy, przymocować do tego końca kija, który ma dziurkę i spróbować metody na lasso?
Kapitan zamyślił się, zdjął gumkę z gąbki po czym przełożył gąbkę przez wspomniany otworek. Danusia skręciła mocniej gąbkę tak, że przypominała motylka. I taki przyrząd zanurkował w otworku.

– Przynieś widelec! Albo dwa! Dawaj! Już widzę główkę!
Cztery łyżeczki kolejno wędrują windą, której nie powstydziłby się sam Mac Gyver, na samą górę.

Bez przygód byłoby zwyczajnie nudno.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.