Barką po Francji – Canal du Midi – dzień 5

- Na weselu wypiliśmy morze wódki! I to nie byle jakiej! Nie takiej ze sklepu - wspomina cmokając - ale … rzemieślniczej! Była doskonała! Nikogo na drugi dzień nie bolała głowa!

Le Somail. Maleńka mieścinka. Życie skupione wokół mostu. Kilka domków. Kościół. Dwie restauracje nad kanałem. Na tyłach bar i sklep spożywczy. Dalej antykwariat i galeria w remizie.

– Chodź tu wejdziemy na moment – proponuje Kudłata wskazując starą, zieloną barkę z białym napisem „Produkty regionalne”.
Drewniany trap prowadzi do metalowych, zaokrąglonych schodków. W środku regały uginają się od butelek, słoiczków i puszek. Większość opakowań przypomina styl wykorzystywany w latach sześćdziesiątych. Dopracowane etykietki i czcionki typu vintage.
– Jestem w raju! – zachwyciła się Kudłata biorąc kolejne słoiczki do rąk by lepiej im się przyjrzeć. Miód rozmarynowy. Pasta z oliwek i trufli. Sardynki z pesto.
– To byłby uroczy prezent, prawda? – Kudłata pokazuje Kapitanowi puszkę z grą słowną „oil’ympada”.
– A może ta byłaby lepsza? – Kapitan proponuje egzemplarz z wizerunkiem dwóch osób – te stroje wyglądają na francuskie. Berecik. Apaszka. Koszulka w paski. A na tamtej jest po prostu żaglowiec.

Podchodzimy do sprzedawcy z wybranymi produktami.
– W jakim języku rozmawiacie? – zagaja.
– Po polsku.
Sklepikarz zamyka oczy, przykłada palec do brody i zaciska usta. Ewidentnie próbuje sobie coś przypomnieć. Po chwili uśmiecha się z satysfakcją:

– Dziękuję bardzo – mówi po polsku.
– Doskonały akcent! – chwali go Kudłata wracając na francuski.
– Zakopane! – sklepikarz odgrzebuje z pamięci kolejne słowo – Kraków! I to miasto pod ziemią …
– … Wieliczka? – podpowiada Kudłata.
– Tak. I Poznań.
– Urodziłam się w Poznaniu!
– O! Tak? Piękne miasto. A ja byłem na weselu kolegi. W Poznaniu właśnie. Żenił się ze śliczną Polką – rozmarzył się na samo wspomnienie – W ogóle wszystkie Polki są śliczne! – dodaje szybko z szerokim uśmiechem.
– Na weselu wypiliśmy morze wódki! I to nie byle jakiej! Nie takiej ze sklepu – wspomina cmokając – ale … rzemieślniczej!
Kudłata z całych sił usiłuje nie parsknąć śmiechem słysząc szumne określenie bimbru i notuje w głowie by je zapamiętać. A może i wykorzystać przy jakiejś okazji.
– Była doskonała! Nikogo na drugi dzień nie bolała głowa – zapewnia mężczyzna kończąc swoją opowieść.
– Jak to możliwe? – zastanawia się w myślach Kudłata w drodze powrotnej na barkę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.