Jajca w terenie. Edycja 2022

Rozchlapując mokrą drogę wspinamy się na górę. Błoto lepi się do zderzaków. Ocieka po nadkolach. Drzwiach. A nawet przedniej szybie.

Miesiąc do godziny zero.
Kapitan pyta żonkę:
– Pamiętasz trasę off-roadową, którą jechaliśmy JEEPem w ubiegłym roku?
Kudłata unosi wzrok znad garnka, w którym akurat miesza i patrzy z zainteresowaniem na małżonka. W jej oczach palą się wyraźne ogniki.
– Taaak? – zachęca do dalszej części wypowiedzi. 
– Ta sama ekipa organizuje w Niedzielę Palmową Jajca w terenie. Trasa z dala od cywilizacji. Mapa. Zagadki. Dużo błota. Ognisko na koniec. Jedziemy? – retorycznym pytaniem kończy wypowiedź.
– A mamy wówczas wolny weekend? 
Kapitan potwierdzająco kiwa głowa.
– No to … raczej! – szeroki uśmiech sprawia, że w kuchni robi się jaśniej.

Cztery dni do godziny zero.
Kudłata dzwoni do Kapitana robiąc zakupy:
– Mam po kiełbasce dla każdego i po bułce do kompletu. Wystarczy?
– Doskonale!
Rozmowa schodzi na tematy bieżące.
A po chwili Kapitan dodaje z lekkim wahaniem.
– A może weź po jeszcze jednej?

24 godziny do godziny zero.
– Mam! – Kapitan wpada do domu – Mam to! Dostałem instrukcję dzisiaj! I nie uwierzysz jak wygląda trasa!
– No jak? – Kudłatej aż błyszczą oczy. 
– Rewelacyjnie!
Rzuca torbę na ławę, wyciąga komputer i pokazuje cztery strony … strzałek. Każda strzałka poprzedzona jest odległością podaną w metrach. Strzałka odwzorowuje charakter drogi, czy skrzyżowania, których będziemy szukać. Plus charakterystyczne elementy. O ile występują w danym miejscu.

Kwadrans po godzinie zero.
– Jesteście na starcie? – głos Sis zniekształca lekko telefon. Jadą drugim autem. Muszą być jeszcze w trasie. Gdzieś, gdzie zasięg jest słabszy.
– Nie, na pierwszym punkcie. Zakopaliśmy się. Czekamy na Was! – Kudłata jęczy z przejęciem desperacko tłumiąc chichot. 
– Serio?! – w głosie Sis przejęcia jest jeszcze więcej.
– Żartowałam! – Kudłata wybucha śmiechem – jesteśmy na stacji. Ruszamy!

Kapitan prowadzi. Kudłata ściska mapę udając, że nawiguje. Wronka z tylnego siedzenia uważnie obserwuje wskazówki i jednoczenie śledzi naszą trasę na Google Map. Wyjeżdżamy na główną drogę. Asfaltową. Ale tylko na chwilę.
– Jeszcze 200 metrów. 100 metrów. 50. Jest hydrant. Tu skręcamy! – rzuca Kudłata.
Dalej turlamy się po drobnych kamyczkach.
– Za moment na mapie droga się kończy i dalej linia jest przerywana. Znaczy tylko dla twardzieli! – Wronka nie odrywa wzroku od wyświetlacza smartfona.
A po chwili dodaje:
– Dalej będzie ciekawie, bo na mapie nie ma już żadnej drogi.  
– Nawet przerywanej?
– Nawet! Ta, na której jesteśmy obecnie, jest przerywana!

Z drogi szutrowej skręcamy na łąkę. Za niewielkimi zabudowaniami znów skręcamy i polną drogą jedziemy wzdłuż drzew.
– Zobaczcie to!
Przed nami koleiny wypełnione wodą. Przejeżdżając mimowolnie wstrzymujemy oddech. Dopiero po drugiej stronie ktoś nieśmiało rzuca:
– Ja bym poprosił coś do picia.
– A co? W gardle Ci zaschło?
– Między punktem 68 a 69 jest ostrzeżenie przed koleinami. A tu nie było. Więc wyobraźcie sobie te, które na nas jeszcze czekają.
– Albo te już ktoś rozjechał.
– Piter, następnym razem krzyknij „Nogi do góry!”. Czy coś … – proponuje Wronka.

Wyjeżdżamy na wzgórza częściowo porośnięte trawą. Większość powierzchni nie zdążyła po zimie jeszcze zazielenić się.  Rozchlapując mokrą drogę wspinamy się na górę. Błoto lepi się do zderzaków. Ocieka po nadkolach. Drzwiach. A nawet przedniej szybie. Okolica najeżona jest wiatrakami jak urodzinowy tort świeczkami. Poza mapą organizatorzy przygotowali foto-zagadki. Siedem punktów sfotografowanych gdzieś na trasie. Gdzie dokładnie nie wiadomo. Trzeba je rozpoznać, w danym miejscu wysiąść z auta, znaleźć pisankę z QR kodem, zeskanować go i rozwiązać zakodowaną zagadkę. Na jednym ze zdjęć jest właśnie fragment wiatraka. Dokładnie jego dolna część, drzwi i fragment schodów.
– A weź zobacz na zdjęciu czy to jest wiatrak, który się kręci, czy który stoi – Kapitan rzuca Kudłatej. 
– Na zdjęciu nie widać łopat – mruczy Pokręcona w odpowiedzi przeglądając wydruki.
Śmiech współtowarzyszy dwie sekundy później dowodzi, że znów dała się wrobić.

Za kolejnym zakrętem wjeżdżamy w obszar Natura 2000. Droga prowadzi przez las. Nagle przed nami … korek.
– To niby tu nie można stawać?
Jest okazja by policzyć ilu jest uczestników zabawy. Po śladach obstawialiśmy, że przed nami jadą dwa auta. Pomyliliśmy się o przynajmniej sześć.

Zaorane pole po prawej. Rozległa łąka po lewej. Przy skrzyżowaniu stoi kilka aut. Jego pasażerowie rozproszyli się wokół i wyraźnie czegoś szukają.
– Może to jakiś punkt z foto-zagadki?
– Raczej owczy pęd. Zwróćcie uwagę, że murek ze zdjęcia jest wyższy i na jego środku rośnie małe drzewko. A tu nic takiego nie ma. Jedziemy dalej.
Niby wyścig jest na orientację, a nie na czas, a jednak uczestnicy wydają się spieszyć i świadomość wyprzedzenia innych uczestników cieszy.

– Jak myślicie którędy teraz? – Kapitan zatrzymuje JEEPa i rozgląda się na tyle na ile brudna szyba na to pozwala.
– Na mapce jest dopisek „wzdłuż lasu”.
– Ale tu są jakby dwie drogi.
Jedna polna, druga niemal kompletnie zarośnięta. Intuicyjnie wybieramy tę drugą. Kapitan marszczy nos słysząc jak gałęzie szorują lakier.
– Myślisz, że będą rysy?
– Będą, to będą. Trudno.
Jednak im dłużej jedzie, tym większy uśmiech pojawia się na jego twarzy. Uśmiech, a momentami euforia. Głębokie koleiny wymagają maksymalnego skupienia. JEEP momentami traci przyczepność i niemal pływa. A uskok z lewej strony tylko czeka na najmniejszy błąd.
– Możesz spojrzeć? – Kudłata pyta Kapitana.
– Nie teraz!
– Wygląda, że jesteśmy w dobrym miejscu. Przed nami studzienka. Jest zaznaczona na mapie z dopiskiem by minąć ją z prawej strony.
Wronka wysiada, przedziera się przez gęste gałęzie i rękoma pokazuje jak ustawić koła. Nie słychać jego głosu. Ale można go sobie wyobrazić obserwując ruch rąk.
– Prawiej, prawiej, teraz prostuj. Jeszcze trochę do przodu. Doskonale!
Za nami z pomocy Wronki korzystają jeszcze trzy auta.
– Brrr! Ale zimno – stęka bohater, gdy wraca do środka.

Dziewięćdziesiąt kilometrów dalej, za jedną podpuchą z odległością między punktami podanymi na mapie, za drugą podpuchą z brakującą literką w zestawie, z którego ułożyć należało słowo, wyjątkowo sprytnie ukryta była pisanka z koordynatami ostatniego punktu. Żadna z tych przeszkód nie pokonała uczestników. W komplecie dotarli do ogniska by upiec kiełbaski, zagryźć je bułką i podzielić się wrażeniami z trasy.

No to do … następnego razu!

Comments (1):

  1. Aleksandra

    18 kwietnia 2022 at 19:15

    To była super wyprawa, w super towarzystwie. Do następnej przygody… Sis…

    Odpowiedz

Skomentuj Aleksandra Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.